ďťż

03.06.2014 Pierwsze fochy i wolty.

cranberies
Nova była już w stajni dwa dni i zdążyła się przyzwyczaić do warunków. Rozweselona posiadaniem kucyka wzięłam siodło westernowe, ogłowie bez nachrapnika, ochraniacze i uwiąz. Poszłam zobaczyć jak się miewa klacza na poziomie relacji międzykońskich. Świetnie się dogadała z Gracją oraz Inco. Czasem Joker usiłował coś z nią ugrać, ale dostawał zza płotu jedynie kłapnięcia zębiskami. Zaśmiałam się i z uwiązem poszłam po Novę. Incognito szalenie machając głową podbiegła do mnie.
-Dzisiaj ty nie.
Odsunęłam jej mordkę domagającą się pieszczot i podeszłam do tarantowatej. Bez problemu dała się złapać i poszłyśmy sobie pod płot. Tam ją uszykowałam. Siodło było akurat wyważone na nią, więc moje obawy, ze będzie to za ciężkie nie spełniły się na szczęście. Poszłyśmy sobie na maneż. Wsiadłam na nią ze stołka, co było dziwne z tak niskim zwierzątkiem. Dodałam łydki i ruszyłyśmy dość leniwie. Nie sprawiała wrażenia zaangażowanej, skupionej ani rozentuzjazmowanej treningiem jak Incognito. Dałam jej mocnej łydki, ruszyła szybciej, ale znów łeb w dole i powłócząc nogami. Zrezygnowana sięgnęłam do stołka gdzie leżał palcat i chwyciłam go w rękę. Dostała trochę energii na sam jego widok, nie podobało mi się to. Jednak nad tym popracujemy później, ważne, żeby szła do przodu. Niestety nie było żadnych drągów, więc nudziło nam się strasznie. Po nudnej rozgrzewce w stępie dałam mocny sygnał do kłusa, klacz ruszyła natychmiastowo. Szła spokojnie, bez żadnych wybryków. Kurczę, trochę mi żal tej klaczki. Zero radości z treningu. Nie zwalniała, ale no kurczę... Tak pojeździłyśmy sobie po ścianie jedno koło. Dałam łydkę do zakrętu na woltę. Klacz była surowo zajeżdżona, wolty u niej szły kulawo, tutaj także. Wyszła bardziej spiralka niż wolta. Najechałam ponownie. Klacz zaczęła się interesować, zaskoczyło ją to, że coś zrobiła źle. Postanowiłam to wykorzystać i w tym momencie ustaliłam cel naszej pierwszej jazdy: koła i wolty.

Nakierowałam ją zatem i dałam mocny sygnał łydką, że ma jechać po kole, nie kwadracie. Dość silne sygnały dawałam wodzą wewnętrzną, która wyginała Novę do wewnątrz. Zewnętrzną jej tylko pilnowałam, ciągle jednak w większej mierze działałam łydkami. Klacz z początku uciekała od wędzidła, lecz w połowie koła z lekkim ociąganiem się podporządkowała i wyszło nam śliczne pół koła. Poklepałam ją i pojechałyśmy sobie kłusem. Na następnym zakręcie znowu dałam sygnał do wolty. Klacz była trochę pobudzona i zaaferowana ciekawostką, więc się starała. Nareszcie wyszło fajnie. Poklepałam i w następnym zakręcie zmieniłam kierunek. Kiedy już miałam robić zakręt w zmianie klaczka sobie stwierdziła: "Ale na tą stronę się fajniej jeździ, ja nie chcę na drugą." Rezultatem była ucieczka od pomocy i nie zmieniłyśmy kierunku. Nie chciałam dać za wygraną i dość mocno ją skierowałam wodzą na właściwy kierunek. Ze stulonymi uszami uległa i jechałyśmy w dobrą stronę. Zrobiłam woltę, ale kucałka była już na mnie obrażona i wszystko robiła byle jak. Postanowiłam ją trzymać na kole tak długo, aż się odobrazi. Mieliła wędzidło, pieniła się i miała uszy do tyłu, a ja z nią latałam po małym kółku. I w tym momencie przyszedł Łukasz. No cóż, widok zaciętej mnie na wpienionym kucyku nie był zbyt poważny, więc chłopak wpadł w histeryczny śmiech. Nova się zatrzymała i postawiła uszy. O! Nowy dźwięk! Zaczęła się cofać, dawałam jej jednak sygnały do przodu. W pewnym momencie ruszyła, dałam sygnały do kłusa i wszystko wróciło do normy, zapomniała, że była obrażona. Łukasz sobie usiadł na płocie a ja postanowiłam zagalopować. W pierwszym zakręcie - nie. Machała głową na boki, znowu zaczęła się wściekać, że czegoś od niej wymagam. Na następnym zakręcie przycisnęłam mocno łydki i krzyknęłam "HOP!". Klacz ruszyła, a w zasadzie to wystrzeliła jak z procy. Pulsacyjnie zbierałam i oddawałam wodze, próbowałam ją uspokoić. W końcu mi się udało. Jechałyśmy spokojnym galopem patataj patataj. Postanowiłam sobie skrócić i pojechać woltę na pół maneżu. Klacz nie dała się zaskoczyć i przyspieszając ściągnęła z powrotem na ścianę. Następna okazja została jednak wykorzystana. Lepiej robi wolty w galopie niż w kłusie o ironio. Poklepałam ją i zwolniłam do kłusa, chyba na dzis skończymy.

W kłusie trochę sobie potuptałyśmy bez większych konfliktów, ja gadałam z Łukaszem. W końcu przeszłam do stępa i popuściłam popręg i oddałam trochę wodzy. Klacz wyciągnęła łeb i jechałyśmy spokojnym stępem. Kiedy już uznałam, że jest ok zsiadłam, rozsiodłałam na maneżu i wypusciłam wkurzoną na pastwisko.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies