ďťż

03.01.2013 - Lekka jazda z drążkami

cranberies
Jako, że Song się szybko zaaklimatyzował postanowiłam wziąć go na lekką jazdę z paroma drążkami, tak dla rozruszania. Uważnie obserwowałam go, badałam parametry już jakiś czas i stwierdziłam, że się świetnie chłopina trzyma. Obładowana sprzętem przylazłam pod wieczór do stajni i przywitałam się z ogierem. Był ostatnio nader wylewny jak na siebie. Oczywiście i tak wymiękał przy Scarlet czy Shettym, ale nie zmieniało to faktu i zaskoczenia, jakie mnie ogarnęło, gdy ciapkowany łeb wtulił się w moją kurtkę. Uśmiechnęłam się ciepło i nie ważyłam ruszyć z miejsca, gładząc ogra po szyi i bawiąc się trochę jego dużymi uszami. W końcu tarant odkleił się ode mnie i spojrzał na ogłowie, potem na mnie, znów na ogłowie, znów na mnie, po czym machnął łbem w dość wymowny sposób ponaglając mnie. Huh, ten koń mnie chyba do końca życia będzie zaskakiwał. Wzięłam tranzelkę i założyłam Lastowi na łepetynę. Pozapinałam paski, trochę dopasowałam, bo ktoś gdzieś je przepinał najwyraźniej, następnie wyprowadziłam konia z boksu, rozebrałam z derki i wyczyściłam w 5 minut. Ogier był czysty i nie sprawiał żadnych problemów, dlatego poszło gładko. Ubrałam mu nogi w komplet ochraniaczy i kaloszki na przody, na grzbiet wrzuciłam żel, gruby pad i siodło wszechstronne. Zapięłam popręg tak, by nie uciskał TLS-a, narzuciłam na to wszystko derkę polarową i idziemy na halę.

Na miejscu podciągnęłam popręg, odwinęłam strzemiona i władowałam się na ciapka z pomocą schodków. Ruszyliśmy sobie stępem na luźnej wodzy po śladzie, zmieniając do parę minut kierunek. Występowałam ogra dokładnie, przynajmniej w 15 minut. Potem zdjęłam mu derkę, sprawdziłam popręg i nabrałam delikatny kontakt. Przymknęłam nieco dłonie, po chwili jedną z nich rozluźniłam, cały czas delikatnie przykładając łydki do boku konia, na co tarant od razu opuścił głowę do ustawienia. Poklepałam go i ruszyłam stępem poprzez delikatne wypchnięcie bioder do przodu. Oddałam mu trochę wodzy, prosząc jednak o ustawienie, tylko, że niskie. Ogr bardzo fajnie reagował na moje pomoce, był skoncentrowany na mojej osobie, czasami tylko strzygł uszami, ale nic więcej. Czułam, jak przeżuwa wędzidło. Zrobiłam sobie jedną serpentynę, zatrzymanie, ruszenie, skróciłam trochę wodze prosząc o normalne ustawienie na parę kroków i odpuszczając. Znowu zatrzymanie. Ruszenie, zmiana kierunku przez półwoltę i czas na kłus.
Przyłożyłam delikatnie łydki do boków ogiera, wypchnęłam biodrami do przodu i wykonaliśmy ładne przejście do kłusa. Zaczęłam anglezować, żeby mu się przypadkiem po tym grzbiecie zbyt długo nie miotać. Jeździliśmy sobie w niskim ustawieniu, wykonując duże koła, ósemki, serpentyny, zmieniając kierunki przechodząc co jakiś czas do stępa na parę kroków. Ogr był grzeczny, nic się nie męczył, nie dyszał, nie kaszlał, jak normalny, zdrowy koń. Tak pracując w kłusie zaczęłam go czasem prosić o wejście w wyższe ustawienie na parę kroków i odpuszczałam - nie było problemu. Włączyłam też zatrzymania i ruszenia kłusem ze stój. Większość rzeczy byłam w stanie wykonać od samego dosiadu, ale wymagało to ode mnie skupienia równego skupieniu konia, czyli Joann musi popracować mózgownicą, a to boli. Po jednym z zatrzymań poprosiłam ciapka o cofnięcie się, 3 kroczki, bez spiny. Wykonał je od razu, nie zmieniając nawet ustawienia uszu. Poklepałam go i dałam chwilę luźnej wodzy. Gdy odsapnęliśmy nabrałam znowu lekki kontakt, ogier od razu wszedł w niskie ustawienie żując wędzidło i ruszamy kłusem, czas na drążki.
Było ich 5. Ustawione normalnie na kłus roboczy konia o dość sporym wykroku, czyli akurat troszkę się rozbudzimy. Z początku tarant zbytnio się nimi nie przejął i puknął dwa ostatnie, ale przy kolejnych podejściach patrzył pod nogi i ładnie się wydłużał, ciągnąc nosem w dół i pracując grzbietem. Tak sobie pojeździliśmy w obie strony, z przejściami, bez.. I postanowiłam podwyższyć co drugą do 20 cm. Wysiłek duży to nie powinien być, bo jednak dużo wyżej nóg podnosić nie trzeba, a może uda nam się coś z tym grzbietem zrobić. Filip, który znajdował się w pobliżu chętnie wykonał moją prośbę i już po chwili najeżdżałam na cavaletti. Song postawił uszyska, podniósł trochę łeb, po czym ruszając już nad pierwszą belkę opuścił go, a ja poczułam jak bardzo zmienia się jego ruch. W końcu naprawdę coś tam zaczynało w grzbiecie pracować. Przejechałam parę razy i poprosiłam Filipa o ustawienie koziołków na wysokości 30 cm przy czym pierwszy i ostatni miały zostać ustawione jak najniżej, na ziemi. Najechałam sobie z jednej nogi, oddając ciapkowi wodze. Ładnie się postarał, popracował, a potem płynnie zatrzymał się na mój sygnał dosiadem. Poklepałam go, ruszyłam stępem, kłusem i ponownie. Potem z drugiej strony i jeszcze parę razy z przerwami na stęp, po czym stwierdziłam, że dość. Poklepałam ciapaka i postępowałam trochę, żeby odsapnąć przed galopem.
Gdy potem pozbierałam wodze on już wiedział co się kręci. Ruszyliśmy energicznym kłusem, zrobiłam wydłużenie na jednej ze ścian, potem zebrałam go, dałam znak, że coś się dzieje i zagalopowałam. Ogier płynnie przeszedł do wyższego chodu, zaokrąglając się na całej długości. łeb trzymał nisko, pracował grzbietem, wyraźnie angażował zad. Pojeździłam chwilę na kole, wyginając go do wewnątrz i na zewnątrz, następnie przeszłam do kłusa i zmiana kierunku. Zagalopowanie w narożniku i znowu galop na kole, trochę wyginania i do kłusa. Tym razem przejechałam sobie przez 3 drążki na galop, zatrzymałam, ruszyłam stępem.
Chwilę postępowałam, zagalopowałam, zrobiłam jedno okrążenie hali i najechałam na drągi. Galop był równy, spokojny, ale nie flegmatyczny. Skróciłam ogra trochę przed drążkami, coby nam ciasno nie było i hop-hop-hop. Spokojnie, bez nadmiernego wyrzucania do góry, spokojny przejazd. Pochwaliłam go i jeszcze raz. Zmiana kierunku i w drugą stronę. Spokojnie, patataj, przez nóżkę, w niskim ustawieniu. Po dwóch razach do stępa i Filip podniósł środkowego drąga na wysokość 20 cm. Odpoczęliśmy to jedziemy. Cały czas patrzyłam, czy tarant się nie męczy, ale ten wyglądał, jakby go to nie ruszało. Czułam, że się stara, a to, że się cieszy zauważyłam, gdy ni z tego ni z owego przyspieszył, strzelił kilka baranków i raz wysadził mnie mocno do góry. Cudem wróciłam w siodło, upomniałam poczuwającego się ogra głosem i najechałam ponownie. Potem byłam przygotowana na parę bryknięć i zmieniłam nogę przez lotną. Tak, tarant jakoś zdołał się tego nauczyć bez specjalnego treningu. Miał tego typu zdolności Najechałam w przeciwnym kierunku. Gładko, na luzie. No to wyżej, do 30 cm. Tarant wciąż przegalopowywał, ale o to chodziło. Czułam, że pracuje grzbietem i podnosi nogi. Przejechałam taki układ po 2 razy na nogę i dziś wystarczy. Jak lekko, to lekko, a i tak już go pomęczyłam ponad planowane zajęcie. Galopując dalej oddałam mu zupełnie wodze i zrobiłam koło, następnie zmieniłam kierunek i nogę poprzez lotną i pogalopowałam tak bez wodzy, na luzie, z koniem z głową pomiędzy nogami, rozluźnionym i zadowolonym.
Dosiadem zwolniłam go do kłusa, pokłusowałam chwilę bez wodzy, sterując samym dosiadem i na nowo przyzwyczajając się do siedzenia tyłkiem głęboko w siodle i do stępa. Podjechałam do wieszaków, wzięłam derkę i przykryłam nią ogra. Popuściłam mu popręg i rozstępowałam na luźnej wodzy przez 15 minut.

Szybko wróciliśmy do stajni, gdzie zdjęłam cały przytaszczony sprzęcior, okryłam ciapaka derką przytuliłam mocno i zabrałam na myjkę. Schłodziłam i umyłam mu dokładnie nogi, wysmarowałam, a samego ogiera zabrałam do solarium. Pomasowałam go chwilę i włączyłam lampy. Widziałam, jak się rozluźnia, jak mięśnie odpuszczają. No, nie powinien mieć jutro zakwasów Odprowadziłam go do boksu, poczęstowałam burakiem i zostawiłam, sama zanosząc sprzęt na miejsce i biorąc się za przygotowanie mu kolacji. dnia Pią 20:20, 04 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies