ďťż
cranberies
Nadszedł kolejny dzień pobytu w górach. Po wczorajszej lekkiej robótce dziś postanowiłam pomęczyć kucyka trochę dłużej na placu. Plac u Alicji jest dużych rozmiarów, jednak w połowie znajduje się na zboczu góry. Idąc na padok rozmyślałam, jak dokładnie dziś popracować. Wybrałam szlifowanie przejść, skracając sobie plac o teren wznoszący się. Nie chciałam męczyć go od razu jazdami pod górkę i z górki. To kiedy indziej. Shet od świtu, z krótką przerwą na śniadanie, stał na padoku, wędrując po nim i sprawdzając każdy zakamarek. Gdy przyszłam stał na samej górze, dojadając ostatnie kępki traw. Na mój gwizd podniósł łeb i kłusem zaczął zbiegać w dół. Patrzyłam na to nieco niespokojnie, bo koń nie przyzwyczajony i czasem najpierw robiący, potem myślący, jednak mały bezkolizyjnie, jakby nigdy nic zbiegł do mnie i zaczął upominać się czegoś smacznego. Dałam mu pół marchewki, resztą poczęstowałam jego kolegę i poszliśmy przed stajnię. Uwiązałam go, rozebrałam z całej ubabranej już derki i spróbowałam wyczyścić. Ostatecznie, po 10 minutach roboty koń wyglądał przyzwoicie. Wiedząc, że lepiej nie będzie założyłam mu czaprak, siodło i derkę polarową, a kantar zamieniłam na ogłowie. Pozapinałam wszystko, poprawiłam, podpięłam popręg, rozwinęłam strzemiona i wsiadłam.
Aktywnym stępem na długiej, ale nie luźnej wodzy ruszyliśmy w stronę padoku. Musieliśmy wyjechać przed dom, na ulicę i objechać sąsiedni budynek, by dotrzeć na miejsce. Wjechałam do środka i założyłam sznur, imitujący bramkę. Warunki były tu trochę polowe, ale znając Sheta tyle lat wiedziałam, że da sobie radę. Aktywnie stępując zrobiliśmy parę okrążeń w jedną, w drugą i po sprawdzeniu popręgu zaczęłam nabierać wodze. Pozbierałam kucyka do kupy, zdjęłam derkę i kłus. Ładne ruszenie od delikatnych sygnałów, głowa lekko uciekła z ustawienia, ale po dwóch półparadkach było cacy. Kucyk szedł bardzo energicznie, jak to w nowych miejscach, co chwila podrywając łeb i bacznie obserwując otoczenie. Pokłusowaliśmy sobie dość swobodnie, pozwoliłam mu się trochę ponaglądać, po czym bardziej stanowczo go pozbierałam, poprosiłam o większe zaangażowanie zadu i pozostanie lekkim przodem. Ciapek, oswojony już z otoczeniem może nieco niechętnie, ale spełnił moje prośby, jednak co chwila szukał okazji do wyjścia z określonych ryz i porozglądania się, albo rozwleczenia się. Pokłusowałam tak parę kół, zrobiłam po wolcie w narożniku, zmieniłam stronę i to samo. Potem usiadłam w siodło i przejście do stępa. Shet lekko naparł na wędzidło, wychodząc przed pion, potem wrócił do ustawienia. Parę kroków stępem i kłus. Tu dużo lepiej, ale musiałam pilnować, by nie poderwał główki. Ogarnięcie kłusa, 10 kroków i stęp. Lepiej, ale jeszcze to nie było to. 10 kroków stępa i kłus. Bez zmian. 10 kroków kłusa i stęp. Dużo lepiej, pochwała, 10 kroków i kłus. Lepiej, praktycznie w ogóle nie musiałam się martwić o podtrzymanie ustawienia, bo zadem ogierek szedł naprawdę bez zarzutu. Zmiana kierunku i również 10 kroków kłusa-10 stępa-10 kłusa itd... Kiedy to wychodziło ładnie, zaczęłam robić 10 kroków kłusa, potem 5 stępa, zatrzymanie na 3 sekundy, 5 stępa i od nowa. Z tym ćwiczeniem Shetty nie miał najmniejszych problemów, zatrzymania szlifowaliśmy sporo czasu i najwyraźniej pozostały w pamięci No to na koniec kłus-stój-kłus. Na luzie, pach i stoimy, pach i kłusujemy. No to dla chwili oddechu stęp-cofanie-stęp, z możliwością chwilowego zatrzymania, jako, że kucyk mógł mieć z tym problem. I miał. Z początku zatrzymania były stałym i dość długim elementem ćwiczenia, jednak z czasem udało nam się je ograniczyć do minimum i odpuściłam mu kontakt na 2 koła. Po odpoczynku czas na galop. Nabrałam wodze, zebrałam kucorka, ruszyłam kłusem ćwiczebnym. W narożniku zagalopowanie. Ładne, spod siebie, a po ruszeniu tradycyjnie lekki baranek. Upomniałam go głosem i pogalopowałam trochę po śladzie, potem na kole, w końcu do kłusa, pilnując by się nie rozsypać i zmiana kierunku, równie ładne zagalopowanie w drugą stronę. Poprosiłam ogra o podniesienie się nieco w galopie, aktywniejszy zad i pogalopowałam chwilę, potem przejście do kłusa. W miarę, jednak ten sam problem co przy zwalnianiu do stępa. Zagalopowanie na 5 fuli i do kłusa. 10 kroków kłusa i zagalopowanie. I znowu. I jeszcze jedno. W końcu udało nam się zrobić naprawdę ładne przejście w dół więc pochwała, zmiana kierunku. Taki sam schemat na drugą nogę. Poszło dużo szybciej, co wcale mnie nie zmartwiło. No to galop-stęp-galop. Tu było już troszkę ciężej, chociaż zagalopowania prezentowały się bardzo dobrze. Gorzej ze zwalnianiem. Pomęczyłam tym biednego kucyka, jeżdżąc w obie strony, i w końcu uzyskałam pożądany efekt. Poklepałam go, oddałam na chwilę wodze i dałam odetchnąć. Mały mimo iż robota wcale nie ciężka trochę się już zgrzał. Po paru minutach nabrałam wodze, zebrałam Shettiego i zatrzymałam na początku dłuższej prostej. Skupiłam jego uwagę na sobie i zagalopowanie ze stój. Ku mojemu zdziwieniu bez problemu. No to stopniowe skracanie, zwalnianie galopu i do stój. Też ładnie, jak na jedne z pierwszych prób. Pochwała, jeszcze raz. Bardzo fajnie. No to w drugą stronę. Trochę gorzej, ale nie mogłam narzekać. Parę raz jeszcze w jedną, w drugą stronę i wystarczy. Zagalopowałam, wypuściłam kucyka w dół, zebrałam z powrotem i zmieniłam nogę przez lotną. Wypuściłam w dół w drugą stronę i do kłusa. Aktywny, obszerny kłus w żuciu z ręki na obie strony i do stępa. Poklepałam malucha po obu stronach szyi, nakryłam derką i stępujemy na luźnej wodzy. Wjechałam sobie dwa razy na górę padoku, zjechałam i gdy Shetty ochłonął podjechałam do ogrodzenia, zdjęłam sznur, odrzuciłam na bok i wróciliśmy pod stajnię. Zsiadłam z taranta, zdjęłam mu ogłowie, siodło, derkę zostawiłam jeszcze na chwilę. Wpuściłam do boksu, gdzie dałam mu jabłko i delikatnie porozciągałam kucyka pomagając sobie przysmakami. W końcu zmieniłam mu derkę na cieplejszą, przeczesując uprzednio sierść i ubrałam w kantar, po czym wypuściłam z powrotem na padok. Spokojnym stępem ruszył na górę, do swojego towarzysza, uważnie torując sobie najlepszą trasę. Ja zaś pochowałam sprzęt i wróciłam do domu, zastanawiając się nagle, ile ta biedna derka wytrzyma. |