ďťż
cranberies
W tym momencie chciałabym zwrócić uwagę na pewien aspekt, a mianowicie wiek męskich postaci, które tu na forum uwielbiamy. Są różnej maści i rodzaju: wilkołaki, wampiry, ghule, duchy, inkuby, czasami ludzie. Teraz taka moja prośba zróbcie rekonesans w swoich ulubieńcach i zobaczcie ile mają lat Z przykrością muszę stwierdzić, że pewnie ok 80% ma ponad setkę na karku
Len ma 73 Wiesz... to zależy... Mówisz "męskie postaci, które na forum uwielbiamy" czyli oficjalnie... Len? No tak, ma sporo wiosen na karku, tyle, że Gromyko jasno zaznaczyła, że jego wiek przekłada się na nasze 21 - 22 lata. Co tam jesio było... Bones przez jakiś czas zawroty głowy powodował, a z tego, co kojarzę mu bliżej było do 30, kiedy został zamrożony w swoim ciele na wieki? Irga? - Ile on jest od Oli starszy? Jakoś mi z głowy wypadło... chyba 2 lub 3 lata starszy jest, co na przestrzeni akcji właściwej plasuje go w przedziale wiekowym 21 - 27 lat. Hymm... Na kogo jeszcze panował szał? A może inaczej: kogo masz na myśli? Ash Mikkowy, który lat ma wiele, ale zewnętrznie też jakoś w okolicach 30 się plasował. Mój Edzik kochany miał 15 lat (łiii!). Hymmm... Dominic Jordan miał bodaj 26 lat. Regis wyglądał na urzędnika skarbówki około 40 roku życia. Deamon Sadi i Lucivar mieli po 700 lat, ale również wyglądali na mężczyzn w sile wieku, gdzieś koło 30. Kto jeszcze...? Jakoś mam pustkę w głowie chwilowo. Edwarda Cullena i jego 17 lat też można liczyć - jakby nie było przewija się przez różne tematy. Generalnie średnia wypada koło 26 roku życia. Najbardziej podobała się idea uwodzicielskiego bałamutnika, śliskiego oszusta, ale przy tym klasycznego romantyka z Rekwiem dla Diabła - takie marzenie na jeden raz, idealne dla kobiety w każdym wieku, bo Lou potrafił zmieniać swój wygląd fizyczny. Mógł by chłopcem, starcem... ciało było jego kolejnym przebraniem, które dobierał w zależności od innych aktorów grającym w konkretnym teatrze życia. Dodatkowo gość nie leciał tylko na "młode i piękne", ale na "intrygujące"... Jest w tym coś niebezpiecznego, pożądanego... i niestety: coś wypranego z uczuć... Hmmm, może nie wyraziłam się jasno. Co do n. Bones'a u niego wiek liczy się na ok 240 lat. Chodzi mi o wiek faktyczny, nie wiek w którym go 'zmroziło'. Edwarda C pomijam, bo facetem w mojej opinii nie jest. Miałam na myśli to, że w wielu przypadkach nasze ulubione postaci w fantastyce były wychowane w innych czasach. Dawniejszych. Night Huntress Meredith Thompson Sookie Stackhouse Dark Hunter Irga należy do reszty czyli 20% ^^ Btw. Przykro mi, może nie tak do końca, ale wolę Roy'a Miałam na myśli to, że w wielu przypadkach nasze ulubione postaci w fantastyce były wychowane w innych czasach. Dawniejszych. No w moim przypadku to raczej nie jest kwestia czasów. Deamona i Lucivara nie mogę podciągnąć pod dawne czasy, bo oni są tak jakby z innego świata A Gabryś to już w ogóle jest "ponadczasowy". 'Deamona i Lucivara ' czy oni są z serii A. Bishop czy jakoś tak? Tak z innego świata, ale tam też często są wiekowe postaci. Moje pytanie brzmi co w nich takiego jest? Tak oni są od Bishop. Co do "tego czegoś" to nie wiem Jestem nieobiektywna, bo zawsze wolałam starszych facetów Z moich ulubionych mięskich postaci: 1) Irga - 21+ 2) Loki - baaardzo dużo 3) Len - 73+ 4) Eric Northman - 1000 5) Richard Cypher - 25+ 6) Raoden - też jakoś tak 7) Aragorn - nie mam bladego pojęcia: co najmniej 45/50 Gandalf - dużo 9) Biafra - 25? 10) Geralt - ... Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na dokładny wiek swoich ulubionych bohaterów, więc w razie czego wybaczcie drobne błędy. Meami, twoja teoria w mojej dziesiątce się nie sprawdza :/ Chociaż pewnie o kilku ważnych bohaterach zapomniałam... Te "+" to wygląda, jakby w tym wieku byś im postawiła krzyżyk koło imienia 'Deamona i Lucivara' czy oni są z serii A. Bishop czy jakoś tak? Tak z innego świata, ale tam też często są wiekowe postaci. Moje pytanie brzmi co w nich takiego jest? Oj, co w nich jest... Hymm... Wiesz, najlepiej opisuje ich jedno z ulubionych sformułowań autorki(które ciągle się przewija w różnych zdaniach i akapitach): "są namiętnie niebezpieczni i niebezpiecznie namiętni". Do nich przyciąga o dziwo... ich chłód, oziębłości, obojętność, nieobliczalność, seksualność i znudzenie (w przypadku Deamona) oraz gorący temperament, brutalność, szorstkość, fizyczna męskość i buntowniczość (w przypadku Lucivara). Oni po prostu wybijają się na tle świata nakreślonego przez autorkę. Obydwaj są jednocześnie bardzo odmienni i bardzo podobni. Przyciąga też fakt... hymmm zwykle czytając książkę znasz od samego początku reguły: wiesz, co jest moralne, a co jest nie moralne. Rozpoznajesz te zasady, bo świat książki funkcjonuje tak samo, jak nasz (zazwyczaj), pewnie są jakieś wyjątki, ale ogólnie wiesz za jakie uczynki główny bohater będzie uznawany za prawego człowieka, a za jakie czyny stanie się w Twoich -czytelnika- oczach czarnym charakterem. Tym czasem Anka Bishop przewraca te zasady do góry nogami. Ani Deamon, ani Lucivar nie zachowują się jak typowi pozytywni bohaterowie... są brutalni... Szczególnie Deamon, który zadaje się być zły... i zniszczony. Prowadzi intrygi, które mają mroczny finał, ale wykorzystuje do tego niebanalne, zmysłowe, zabójcze środki... Hymm... po prostu świat Bishop nie jest bezpośredni... czy raczej "nie prostacki" (?). Nawet starcia czysto fizyczne, kiedy w ruch idą pięści i wszelka broń biała przechodzą jakoś tak elegancko... ... Hym... Poza tym bohaterowie są złożeni, na kartach powieści ewoluują... Nigdy nie są statyczni, momentami -być może - z punktu widzenia czytelnika są przewidywalni, ale akcja tak porywa, że nie da rady narzekać... Po prostu postaci pióra Boshop nie są jak nagie miecze. Nie są też jak kindżały, wysadzane kamieniami, schowane w pięknej, złotej pochwie. Nie. Oni są jak najwyborniejsze wino, z elitarnej winnicy, które wypiwszy nie rozpoznajesz domieszanego doń cyjanku, dopóki nie umrzesz. Taka słodka trucizna. W sumie nie pamiętam gdzie to Strzyga pisała, ale chciałabym się dowiedzieć co jej się w Deamonie Sadim nie podobało. Strzygo! Mogłabyś? Przeczytałam pierwszą część tej książki (Bishop) i nie istnieje takie coś co by mnie przekonało do przeczytania dalszych części. Wykreowany świat jest ciekawy nie przeczę, ale główna bohaterka i stojąca za nią historia jest dla mnie niezwykle odrzucająca. Nie można stwierdzenia lubię/nie lubię opierać* wyłącznie na wieku postaci, ale czy to nie wpływa na jej charakterystykę (przykład: Jean Claude) ? Jakoś nie po polsku mi zabrzmiało, że "nie można stwierdzenia bazować". Stwierdzenia nie można "opierać", raczej. Przeczytałam pierwszą część tej książki (Bishop) i nie istnieje takie coś co by mnie przekonało do przeczytania dalszych części. Wykreowany świat jest ciekawy nie przeczę, ale główna bohaterka i stojąca za nią historia jest dla mnie niezwykle odrzucająca. [...] Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że świat jest dobrze OPISANY. Jest opisany na opak - przynajmniej do połowy pierwszego tomu. Niby na pierwszej stronie pojawia się wyjaśnienie czym są Wiatry i Ebon Askavi, ale nazwy : Terrielle-Kaeleer-Hell rażą po oczach w nagłówkach kolejnych akapitów i nic nie mówią... Albo autorka zbyt swobodnie czuła się w swoim świecie, albo nie chciała prowadzić infantylnych dialogów typu "i tak, siódmego dnia, powstał świat", albo chciała wprowadzić element tajemniczości... że niby wiemy tyle co Jaenelle na temat świata. Jaki nie byłby jej zamysł - początkowo czytelnik czuje się zagubiony. Nie wiadomo kto z kim i dlaczego. Mamy świetnych bohaterów - bo postacie są genialne!!! - ale gdzie oni się znajdują i dlaczego tak daleko od siebie? Nie czuliście się zagubieni czytając? Wiem - z komentarzy na stronie polskiej oficyny wydawniczej - że wiele osób czuło się tak miej więcej do połowy I tomu. Tym czasem wystarczyłoby, gdyby autorka wyjawiła to, co powiedziała w wywiadzie: Świat Czarnych Kamieni jest warstwowy: Terrielle - Kraina Jasności (o ile słowo "jasność" jest adekwatne do konceptu, o tyle nie jest w stosunku do rzeczywistości ;P ) Kaeleer- Kraina Cieni Piekło - Kraina Mroku We wszystkich funkcjonują Wiatry, linie o strukturze pajęczej sieci, które zbiegają do centralnego punku, którym jest Ebon Askavi, Czarna Góra, na której znajduje się Stołp, siedziba Czarownicy. Między światami można się poruszać za pomocą Ołtarzów Kasandry. Dodatkowo - w obydwu, Terrielle i Kaeleer, znajdują się Terytoria które noszą tą samą nazwę: Askavi and Dhemlan. To może być mylące, oczywiście do czasu aż się nie pozna obyczajów tam panujących w poszczególnych Krainach. Nie staram się przez to powiedzieć, że Trylogia jest ZUA. Wręcz przeciwnie - jest warta przeczytania, nawet jeżeli się nie ma pojęcia czym są nazwy w nagłówkach. To tylko taki szczegół. ;P Naprawdę - genialna, dojrzała literatura. Książkę poleciła mi przyjaciółka, która jest prawdziwym molem książkowy - jeżeli coś poleca, jest to zwykle cudeńko. Ściągnęłam sobie eBooka i po siedemnastu stronach zbaraniałam. 17 stron, a pojawiła się dziwna śmietanka towarzyska, scena orgii, scena tortur, zostało wprowadzonych czworo świetnych bohaterów, przedstawiono świat, jego legendę i jeszcze starczyło informacji żeby zdążyć wyrobić sobie zdanie na temat obyczajów... Wartka akcja? Odrzuciło mnie. Ale się przemogłam i czytałam dalej. Całe szczęście - na początku świat atakował zbyt agresywnie. Później się wyciszył , okazało się, że głowni bohaterowie nie są draniami pozbawionymi skrupułów. Fajne zaskoczenie. A później było coraz lepiej . Jeszcze jedna ważna informacja: w wersji eBook nie ma wprowadzenia napisanego przez autorkę! Bez wprowadzenia można doznać lekkiego szoku (tak jak ja doznałam xP ) - Anne Bishop wyjaśnia tam w kilku słowach jak konstruowała książkę. O tym, że fabułę osadziła w ciemnej stronie fantazji i jak kobiety uczyniła płcią dominującą. Warto przeczytać, bo nie dość, że przygotuje czytelnika do wkroczenia w jej szokujący uniwersum, to jeszcze do refleksji skłania. Podaje nam na talerzu tematy swoich rozważań, a my w trakcie czytania możemy przemyśleć czy do podobnych wniosków byśmy doszli. Nie można stwierdzenia lubię/nie lubię opierać wyłącznie na wieku postaci, ale czy to nie wpływa na jej charakterystykę (przykład: Jean Claude) ? Są postaci na których być lub nie być wiek wpływa, ale gdybyśmy nie rozmawiali o postaciach fantasy, tylko bohaterowie literaccy z realnego świata wtedy również różne dramaty z przeszłości czy inne doświadczenia wpływałyby na ich charakter. Nie staram się powiedzieć, że postaci się nie zmieniają - jedynie, że to bardzo indywidualna sprawa (i bez względu na ilość świeczek na torcie!) ich ewolucja przebiega zgodnie z życzeniami autora. Albo z perspektywy bohaterów: rozwijają je przeszkody, które spotykają na drodze życia. Co jest niespotykane i nie do przekazania w innym gatunku: bohaterowie mogą wspomnieniami wracać do różnych epok i prowadzić nas -czytelników - przez ówczesne obyczaje, trendy w modzie i język. I to lubię: kiedy ta długowieczność jest zaznaczona również w detalach historii: jak "kiedy byłem młody moda wymagała tego-a-tego". Co kreatywniejsi pisarze mogą zaprezentować ciekawe rzeczy np: Cian i jego instrument (którym po przeczytaniu książki ekscytowałam się okropnie). Co do Bonesa, to miał 24 lata jak został przemieniony, sam jednak stwierdził, że ludzie w czasach kiedy on się urodził, starzeli się dużo szybciej. Ja przebrnęłam przez 1 tom Czarnych Kamieni i mimo wszystko nie zamierzam czytać dalej. Nie będę się za bardzo rozwodzić, dlaczego (nie ten wątek), ale w sumie czytanie tej książi nie sprawiło mi przyjemności i nie wzbudziło oczekiwania i chęci poznania końca. I nie bardzo mogę zrozumieć zachwyt na głównymi bohaterami... No cóz A wracając do głównego tematu. W większości książek fantastycznych (zwłaszcza paranormal romance) ona jest w wieku 16-30, a on powyżej setki, a czasem można mu wiek w tysiącach liczyć (nie mówię tu o wyglądzie, tylko o przeżytym czasie). Zastanawiałam się kiedyś, czemu tak jest no i wyszlo mi, ze to po prostu dlatego, że faceci jednak dłużej dojrzewają. A my, kobiety, to jednak chciałybysmy spotkac na swojej drodze gościa, na którego zawsze można liczyć, a nie kolejne dziecko w rodzinie. Nie ukrywajmy, że autorki (bo to przecież głównie kobiety piszą) ukazują nasze - czytelniczek - najgłębsze marzenia. O mężczyźnie (nie chłopcu), który straci dla nas głowę, świata (a przede wszystkim innych kobiet) widział poza nami nie będzie i będzie umiał obronić nas przed wszystkim, zwłaszcza przed naszymi wewnętrznymi demonami. A żeby do tego dojrzeć, facet musi naprawdę sporo przeżyć A wracając do głównego tematu. W większości książek fantastycznych (zwłaszcza paranormal romance) ona jest w wieku 16-30, a on powyżej setki, a czasem można mu wiek w tysiącach liczyć (nie mówię tu o wyglądzie, tylko o przeżytym czasie). Zastanawiałam się kiedyś, czemu tak jest no i wyszlo mi, ze to po prostu dlatego, że faceci jednak dłużej dojrzewają. A my, kobiety, to jednak chciałybysmy spotkac na swojej drodze gościa, na którego zawsze można liczyć, a nie kolejne dziecko w rodzinie. Nie ukrywajmy, że autorki (bo to przecież głównie kobiety piszą) ukazują nasze - czytelniczek - najgłębsze marzenia. O mężczyźnie (nie chłopcu), który straci dla nas głowę, świata (a przede wszystkim innych kobiet) widział poza nami nie będzie i będzie umiał obronić nas przed wszystkim, zwłaszcza przed naszymi wewnętrznymi demonami. A żeby do tego dojrzeć, facet musi naprawdę sporo przeżyć Podoba mi się twoja opinia ^^ Chciałabym jeszcze dodać, że jeśli postaci są dobrze wykreowane to widać różnicę wieku. Uwielbiam w takich przypadkach, gdy mają 'pozostałości' z 'żywego' życia np. naleciałości językowe, broń oraz oczywiście bagaż doświadczeń (z dawno zapomnianych bitew). Ja przebrnęłam przez 1 tom Czarnych Kamieni i mimo wszystko nie zamierzam czytać dalej. Nie będę się za bardzo rozwodzić, dlaczego (nie ten wątek), ale w sumie czytanie tej książki nie sprawiło mi przyjemności i nie wzbudziło oczekiwania i chęci poznania końca. I nie bardzo mogę zrozumieć zachwyt na głównymi bohaterami... No cóz A wracając do głównego tematu. W większości książek fantastycznych (zwłaszcza paranormal romance) ona jest w wieku 16-30, a on powyżej setki, a czasem można mu wiek w tysiącach liczyć (nie mówię tu o wyglądzie, tylko o przeżytym czasie). Zastanawiałam się kiedyś, czemu tak jest no i wyszło mi, ze to po prostu dlatego, że faceci jednak dłużej dojrzewają. A my, kobiety, to jednak chciałybysmy spotkac na swojej drodze gościa, na którego zawsze można liczyć, a nie kolejne dziecko w rodzinie. Nie ukrywajmy, że autorki (bo to przecież głównie kobiety piszą) ukazują nasze - czytelniczek - najgłębsze marzenia. O mężczyźnie (nie chłopcu), który straci dla nas głowę, świata (a przede wszystkim innych kobiet) widział poza nami nie będzie i będzie umiał obronić nas przed wszystkim, zwłaszcza przed naszymi wewnętrznymi demonami. A żeby do tego dojrzeć, facet musi naprawdę sporo przeżyć O tak! O to chodzi! W dodatku w tych książkach kolejnym elementem psychologicznym jest fakt, że czytelniczka -osoba normalna, pozbawiona wszelkich nadnaturalnych mocy, która znalazłszy się w świecie przedstawionym byłaby bezradna - może się utożsamiać z główną bohaterką, która częstokroć posiada te same cechy. I oczywiście trafia na mężczyznę-ucieleśnienie-wszelkich-ideałów, który widział wiele (więc jej pokarze wiele, nauczy ją nowych, ważnych rzeczy), przeżył wiele (zabierając bohaterkę do swojego świata jakby deklaruje, że i ona wiele przygód przeżyje), będzie dzielny, pewny siebie i oczywiście będzie zaślepiony miłością doń. Według psychologii to troszkę taki kompleks "Calineczki" (jestem mała, biedna, śliczna, bezradna, troskliwa i urocza - niechże ktoś się mną zaopiekuje, bo brzydki świat może zrobić mi krzywdę) pomieszany z kompleksem "Kopciuszka" (ten jedyny wybierze tylko mnie - będę dla niego jedyna, najważniejsza, najpiękniejsza; pokarze mi bajeczny świat, pełen pięknych rzeczy, pięknych miejsc i pięknych uczuć! Zrobi dla mnie wszystko, ponieważ połączy nas prawdziwa miłość!)... Troszkę taki najlepiej sprzedający się towar w supermarkecie... Zauważcie, że kiedy książka jest pisana dla mężczyzny-czytelnika (pozbawionego nadnaturalnych mocy, całkiem śmiertelnego i bezradnego w świecie pełnym wróżek, elfów, goblinów itp), wtedy żeńskie bohaterki również stają się ideałami o wieku tak wielkim, że po prostu nieokreślonym - są pewne siebie, inteligentne, bystre, pełne seksapilu, zimne, gardzące, przepiękne, wszystko potrafiące...Takie famme fatal. W sumie często pomiatają bohaterem, żeby w kluczowych momentach okazać swe ciepłe uczucia. Czyli niezależnie od płci - ludzie lubią ideały... Prywata będzie: nie lubię ideałów. Są przewidywalni. Albo naiwni tak, że aż przewidywalni... ...chociaż od czasu do czasu, w małych dawkach, są poruszający... Hymmm... Dominic Jordan miał bodaj 26 lat. Regis wyglądał na urzędnika skarbówki około 40 roku życia. Kiedy panował szał na Domenica Jordana?... Albo ważniejsze pytanie: i gdzie ja wtedy byłam?! W ostatnim opowiadaniu ma skończone 30, z tego, co pamiętam. I nie umiem stwierdzić, w jakim wieku jest fajniejszy - na pewno, im dalsze opowiadanie (czyli też im bohater starszy) tym opowiadania są ciekawsze Regis. Jest. Mrau. Bez względu na wiek. Jak dla mnie postać nie musi być stworzeniem fantastycznym, "zamrożonym" w jakimś wieku. Nawet nie zachwyca mnie jakoś ta idea mądrości starca w ciele młodzieńca, bo jak się popatrzy na fantastykę, to zawsze jakoś to ciało młodzieńcze z wiekowym umysłem zwycięża i bohater zachowuje się jak szczeniak... Ja po prostu z zasady lecę na facetów po trzydziestce ^^ (Z wyjątkiem Domenica, w którym, mimo młodego jak na moje standardy wieku, zakochałam się od pierwszych zdań, kiedy tylko się pojawił w opowiadaniu w swoim szykownym czarnym kaftanie i białej koszuli z pianą koronek, z inkrustowaną szpadą i eleganckim powozem... *rozpływa się w mokrą plamę* *wystawia łapkę z mokrej plamy, żeby móc dalej pisać* Ale tam jest zachowany dosyć spory realizm epoki i ludzie w miarę szybko dojrzewają, poza tym Domenic ogólnie był poważnym, zdystansowanym do świata dziwakiem.) Villu, IMO to w tym jest duuużo kompleksu tatusia - z własnego doświadczenia i obserwacji mówię Nie twierdzę, że wszystkie autorki mają niefajne wspomnienia z życia rodzinnego, ale pewnie część ma - o ojcu wiecznym chłopcu i matce na której spoczywał ciężar domu i rodziny albo o ojcu, którego ciągle nie było w domu (praca, wyjazdy itd.) i trochę wzorca brakło (tu też mogę mówić z własnego doświadczenia). Wtedy się leci stereotypem społecznym i szuka mężczyzny-mentora. I to w normalnym życiu, a co dopiero mówić o świecie fantastycznym! Poza tym, pomijając ogólną dojrzałość, starszy mężczyzna zazwyczaj ma już ugruntowaną pozycję społeczną i ekonomiczną. A to się liczy, nie ściemniajmy, że nie. Władza i status materialny, to są afrodyzjaki - nie można się spierać z doświadczeniami całych pokoleń. Hymmm... Dominic Jordan miał bodaj 26 lat. (...) Kiedy panował szał na Domenica Jordana?... Albo ważniejsze pytanie: i gdzie ja wtedy byłam?! W ostatnim opowiadaniu ma skończone 30, z tego, co pamiętam. I nie umiem stwierdzić, w jakim wieku jest fajniejszy - na pewno, im dalsze opowiadanie (czyli też im bohater starszy) tym opowiadania są ciekawsze Jak dla mnie postać nie musi być stworzeniem fantastycznym, "zamrożonym" w jakimś wieku. Nawet nie zachwyca mnie jakoś ta idea mądrości starca w ciele młodzieńca, bo jak się popatrzy na fantastykę, to zawsze jakoś to ciało młodzieńcze z wiekowym umysłem zwycięża i bohater zachowuje się jak szczeniak... Ja po prostu z zasady lecę na facetów po trzydziestce ^^ (Z wyjątkiem Domenica, w którym, mimo młodego jak na moje standardy wieku, zakochałam się od pierwszych zdań, kiedy tylko się pojawił w opowiadaniu w swoim szykownym czarnym kaftanie i białej koszuli z pianą koronek, z inkrustowaną szpadą i eleganckim powozem... *rozpływa się w mokrą plamę* *wystawia łapkę z mokrej plamy, żeby móc dalej pisać* Ale tam jest zachowany dosyć spory realizm epoki i ludzie w miarę szybko dojrzewają, poza tym Domenic ogólnie był poważnym, zdystansowanym do świata dziwakiem.) Villu, IMO to w tym jest duuużo kompleksu tatusia - z własnego doświadczenia i obserwacji mówię Nie twierdzę, że wszystkie autorki mają niefajne wspomnienia z życia rodzinnego, ale pewnie część ma - o ojcu wiecznym chłopcu i matce na której spoczywał ciężar domu i rodziny albo o ojcu, którego ciągle nie było w domu (praca, wyjazdy itd.) i trochę wzorca brakło (tu też mogę mówić z własnego doświadczenia). Wtedy się leci stereotypem społecznym i szuka mężczyzny-mentora. I to w normalnym życiu, a co dopiero mówić o świecie fantastycznym! Poza tym, pomijając ogólną dojrzałość, starszy mężczyzna zazwyczaj ma już ugruntowaną pozycję społeczną i ekonomiczną. A to się liczy, nie ściemniajmy, że nie. Władza i status materialny, to są afrodyzjaki - nie można się spierać z doświadczeniami całych pokoleń. Oj tak, nie można się spierać z doświadczeniem całych pokoleń, ale tez nie można przymykać oczu na to, jaką krzywdę związkowi czynili ludzie, którzy poza tymi afrodyzjakami nie widzieli osobowości człowieka... Tego też historia uczyła... Well... czy tylko kompleks tatusia? Myślę, że za bardzo chcesz tutaj dopasować własne doświadczenia. Kompleks ojca w tym jest, ale również inne kompleksy i zawiłości psychologiczne... Zauważyłaś, że wszystko co wymieniłyśmy do tej pory tyczy się tego, że problem jest ucieleśniony - mężczyzna/kobieta spełniający jakieś oczekiwania. Taki idealnie dopasowany kluczyk do zamka naszej duszy: absolutne odbicie naszych (czytelniczych) oczekiwań - czego tobie brakuje, tutaj otrzymujesz tego tyle, ile potrzebujesz. Tak akurat: ani za dużo, ani za mało. Jakbyśmy wyrzucili problem poza własne ciało i jaźń. Stworzyliśmy idealnie dopasowane do naszego inne (cudze) ciało i jaźń. Co to o nas, czytelnikach, mówi? Uciekamy z problemami do świata wyobraźni, pozostając emocjonalnymi kalekami... ? Pozornie zaspokajamy nasze potrzeby...? Chociaż, z drugiej strony: nie ma na świecie ludzi normalnych - są tylko nieprzebadani. Kim byśmy byli bez pragnień? Czy bez pragnień czegoś... innego potrafilibyśmy marzyc? Albo jeszcze głębiej: czy potrafilibyśmy być ludźmi? Co to za człowiek, który nie narzeka, że mu czegoś brakuje? Zabawne: wczoraj rozmawiałam z przyjaciółką o jej chłopaku. Opowiadała mi kim jest, skąd pochodzi, czym się zajmuje... i wspominała o tym, że martwi ją jego związek z matką: koleś uważa swoją mamę za czaderską czterdziestkę. Chłopak jest przekonany, że każdy - a już jego dziewczyna szczególnie - powinien uwielbiać jego mamę. Rozbawiona (rozbawiona byłam krzywą miną koleżanki ) zapytałam "Co na to jego tatuś?", a ona na to "Nie mówi o ojcu... Chyba nie ma z nim dobrego kontaktu. Nie wspomina o nim... Cóż, nie żebym znała w ogóle kogoś, kto ma dobry kontakt z własnym ojcem... Z reguły ojców nigdy niema, niczym się nie interesują i żądają szacunku za niewiadomo co..." Tak sobie myślę, że to jest największy problem od wieków: miłość matki się zawsze otrzymywało bez gadania. Jedyna wymagana zasługa: być jej dzieckiem. Tyle... tym czasem na miłość ojca zawsze trzeba było sobie zasłużyć. Czy to czynami bohaterskimi, czy urodą, czy jeszcze czymś innym, co w społeczności świadczyło dobrze o rodzicielu. Smutne, że od wieków mężczyźni nawalali jako ojcowie swoich córek... ... całe pokolenia kobiet z kompleksem Elektry... a my się nadal niczego nie uczymy... Tylko przenosimy własne kompleksy na kolejne pokolenia... Czy nie trzeba byłoby walczyć z problemem u podstaw tj. wychowywać mężczyzn nie tylko na dzielnych, błyskotliwych i silnych, ale również na wrażliwych przyszłych ojców... Oj, nie, nie, nie. To nie tak, że "szał panował". Ja szukałam postaci, którymi ktoś na forum w ogóle był zajarany. Zgadnij kogo miałam w tym przypadku na myśli ... Ja po prostu z zasady lecę na facetów po trzydziestce ^^ No nie gadaj! xD Nie zauważyłam xD Co to o nas, czytelnikach, mówi? Uciekamy z problemami do świata wyobraźni, pozostając emocjonalnymi kalekami... ? Pozornie zaspokajamy nasze potrzeby...? "(...)Cóż, nie żebym znała w ogóle kogoś, kto ma dobry kontakt z własnym ojcem... Z reguły ojców nigdy niema, niczym się nie interesują i żądają szacunku za nie wiadomo co..." Smutne, że od wieków mężczyźni nawalali jako ojcowie swoich córek... ... całe pokolenia kobiet z kompleksem Elektry... a my się nadal niczego nie uczymy... Tylko przenosimy własne kompleksy na kolejne pokolenia... Czy nie trzeba byłoby walczyć z problemem u podstaw tj. wychowywać mężczyzn nie tylko na dzielnych, błyskotliwych i silnych, ale również na wrażliwych przyszłych ojców... Ano prawda... Dosyć grobowo poważne się zrobiły te rozważania. Takie potwierdzenie tego, że najgłupsza głupota jest tak naprawdę uwarunkowana jakimiś mrocznymi traumami, które siedzą w człowieku. Oj, nie, nie, nie. To nie tak, że "szał panował". Ja szukałam postaci, którymi ktoś na forum w ogóle był zajarany. Zgadnij kogo miałam w tym przypadku na myśli ... Ha, ha... Ja na tym forum chyba jestem jakimś wyznacznikiem tego, jak daleko może pójść fangirlizm *facepalm* Swoją drogą, trzeba by rozdzielić, kiedy to jest "wina" czytelnika, a kiedy autora. No bo na przykład nie wierzę, żeby Sapkowski kreował Regisa na bożyszcze XD Za to większość fantastyki kobiecej i wszystkie książki paranormal romans opierają popularność właśnie na tym, że autorka wymyśliła faceta idealnego, który przyciągnie dziewczynki niespełnione w życiu realnym. "(...)Cóż, nie żebym znała w ogóle kogoś, kto ma dobry kontakt z własnym ojcem... Z reguły ojców nigdy niema, niczym się nie interesują i żądają szacunku za nie wiadomo co..." Jezu, to jest taka cholerna prawda... Zwłaszcza z tym szacunkiem nie wiadomo za co - jak wspominam dzieciństwo, to bez trudu przyszłoby mi stwierdzenie, że mama kochała mnie znacznie bardziej niż tata. Teraz oboje mnie nie znoszą Ano prawda... Dosyć grobowo poważne się zrobiły te rozważania. Takie potwierdzenie tego, że najgłupsza głupota jest tak naprawdę uwarunkowana jakimiś mrocznymi traumami, które siedzą w człowieku. No tak... ale chyba nie takie to znowu straszne traumy... Po prostu czasami trudno znaleźć kogoś z kim można o tych "traumach" porozmawiać. Kogoś, kto wesprze. Wiecie, właśnie sie zorientowałam, ze ja ubóstwiam największego "staruszka" jakiego napotkałam w książkach XD W końcu Acheron ma plus-minus jedenaście tysięcy lat Poza tym, bo ja wiem czy szał na punkcie bohatera opiera sie na wieku czy jakoś tak. Według nie to zależy od czytelniczki - bo jasno widać, że jednej spodoba się ten z takiego powodu, innej tamten z innego. Autorka może mieć tylko nadzieję, że trafi w gusta większości i zdobędzie fanów Albo może mieć to w nosie i pisać dla samej opisywanej historii - co najbardziej lubię. Jeśli chodzi o Daemona i Lucivara to chyba mieli koło 1700 lat, a nie 700., a Saetan 50 000 lat Natomiast Aragorn miał koło 60-70, podczas gdy Arwena 1500+, co troszkę nie pasuje do teorii postawionej na poprzedniej stronie. Ktoś kiedyś* stwierdził, że z ojcami jest taki problem, że dziewczęta potrzebują powtarzania "Jesteś najpiękniejesza.", "Moja małą księżniczka", itp. od ojca, a chłopcy akceptacji i potwierdzenia, że zachowują sie po męsku. I tego nie może dać dzieciom (czy nastolatkom) matka obecna na codzień, ale właśnie ojciec. Niestety nasi ojcowie w Polsce zostali wychowywani nieco inaczej i takie relacje raczej nie przeważają. A małe dzieci potrafią to dostrzec i potem kilkuletni chłopiec chce zostać w przyszłości mamusią**, żeby móc bawić się ze swoimi dziećmi *Ksiąd Piotr Pawlukiewicz w konferencji "Seks:Poezja czy rzemiosło" ** Słyszałam to osobiście.(Nie wiem, czy da się słyszeć nieosobiście). Aragorn i Arwena to chyba jedyny poważny przypadek gdy jest na odwrot. W sumie to wyjątek potwierdzający regułę. A jak weźmie się pod uwagę, ze Aragorn spędzil te lata na wojnie (gdzie zdecydowanie szybciej się dojrzewa), a książkowa Arwena po prostu była i pachniała Chyba w Eragonie był podobny motyw, ale czytałam tylko drugi tom, więc nie wiem, jak to się kończy. Pawlukiewicz jest the best Jak ktoś nie słuchał, to radze posłuchać |