ďťż
cranberies
Postanowiłam popracować z karym na drągach. Mieliśmy czas lżejszych treningów, bo mróz był okropny, ale nie chciałam, by się koniska obijały. Holender był na padoku, gdy ja targałam cały potrzebny mi dziś sprzęt. Poukładałam wszystko jak zwykle i ruszyłam po łobuza.
-Hej stary - Powiedziałam, gdy karosz podkłusował do mnie, stojącej teraz w otwartej bramce. Pogładziłam jego puchatą łepetynę, dopięłam uwiąz do kantara i ruszyliśmy do stajni. Przed boksem uwiązałam Lotka, rozebrałam z derki i szybko doprowadziłam do ładu. Konio był grzeczny, ładnie podał nogi, nie wiercił się, tylko czasem zaczepiał. Otrzepałam ręce i odziałam Francaisa w komplet ochraniaczy, kaloszki, czaprak, futerko i siodło, na grzbiet zarzuciłam polar, a kantar zamieniłam na ogłowie z podwójnie łamaną oliwką. Pozapinałam co trzeba, sama wdziałam czapkę, ciepłe rękawiczki i mocniej opatuliłam się szalikiem, następnie szybkim krokiem skierowaliśmy się na halę. Zamknęłam dokładnie drzwi pomieszczenia i obróciłam karosza. Podciągnęłam popręg i opuściłam strzemiona po czym z niewielkim trudem wdrapałam się na jego mocny, szeroki grzbiet. Ruszyliśmy stępem na luźnej wodzy. Łydkami pilnowałam, by Latający szedł energicznie, z życiem. Po 5 minutach zmieniłam kierunek i nabrałam wodze. Koń od razu wszedł w ustawienie. Serpentyna o 4 łukach, potem o 5 z zatrzymaniami na linii środkowej. Zmiana kierunku przez przekątną w stępie swobodnym, stęp pośredni i po wolcie 10 m przy każdej literce. Dodatkowo zatrzymanie na 5 sekund przy A, B, C i E. Holender był przyjemny do prowadzenia, ale stawiał jedno, konkretne wymaganie - działaj jeźdźcu łydkami. Bez łydek wychodziły koślawce, zmiany tempa itp. Znów zmiana kierunku stępem swobodnym przez przekątną i to samo w prawo. Bardzo ładnie. Pochwała, zdejmujemy derkę i teraz na przemian stęp zebrany i wyciągnięty. Parę takich zmian i podciągamy popręg, czas na drągi w stępie. Najpierw postawiłam na leżące na ziemi jaskrawe proste drążki w rozstawie na stęp pośredni. Najeżdżamy i ładnie, bez puknięcia. Jedziemy na wprost, zatrzymujemy i zwrotem na przodzie zawracamy. Kary wykonał go nieco niechętnie, ale wykonał. Pochwaliłam go i przejeżdżamy przez belki. Bardzo ładnie i znów odjeżdżamy, zawracamy zwrotem na przodzie. Przejeżdżamy i po odjechaniu zwrot na zadzie. Powolutku, nieco opornie ale udało się. Pochwała, drągi i znów. Łatwiej, szybciej, z mniejszą stratą na rytmie. Przejeżdżamy drążki i pach, zwrot w na zadzie w prawo, potem znów przejazd nad belkami i zwrot w lewo. Ładnie, wystarczy. Stępem na dłuższych wodzach jedziemy na cavaletti na stęp zebrany. W zakręcie zebrałam wodze i skróciłam kroki ogiera, po czym jedziemy. Holender podnosił nogi wysoko, raz się trochę pogubił ale zręcznie wyszedł z opresji. Poklepałam go i półwoltą z ustępowaniem zawróciłam. Czułam jak kary pracuje swoim grzbietem i podnosi te swoje szkity do góry. Przeszedł bez muśnięcia, więc obowiązkowa pochwała i jeszcze po razie na stronę, idziemy dalej. Teraz drągi na okręgu. Podwyższone z wewnętrznej strony były na stęp zebrany, a na zewnątrz na wyciągnięty. Najpierw przejechaliśmy pośrodku, potem zaś zaczęło się męczenie stępa wyciągniętego. Duuże kroki, wygięcie i pozostanie na łuku w połączeniu z podnoszeniem nóg. Wpierw był drobne kłopoty, ale z każdym kolejnym podejściem szło nam to coraz lepiej. No to stęp zebrany. Łuk ciasny, ale dajemy radę. Lotek podnosi nogi i uważa, gdzie stawia nogi. Pochwaliłam go po paru udanych przejściach i zatrzymanie, cofnięcie parę kroków, ruszenie stępem i ustępowanie do ściany, gdzie łopatka. Po łopatce półwolta i ustępowaniem do ściany, gdzie kolejna łopatka, a potem zad do środka. Znów zmiana przez półwoltę z ustępowaniem i trawers. Pochwała, kłus pośredni. W kłusie najpierw pojeździłam trochę na długiej wodzy, po prostych i dużych łukach, po elipsie, parę razy skracałam i oddawałam wodze, robiła żucia z ręki i przejścia. W końcu wzięłam wodze na kontakt i drągi w kłusie pośrednim. Płasko bo płasko, ale trochę nogi podnosić trzeba. Jednak dla karego nic trudnego. Jakkolwiek nie najechałam, niezależnie od tego czy zatrzymałam go tuż przed lub po czy nie, zawsze się skubany wyrobił. Pochwaliłam go i stajenny rozsunął je na kłus wyciągnięty, ja wówczas porobiłam trochę dodań i skróceń po płaskim. Ruszyliśmy na drągi. Lekka zachęta łydkami i duuże kroki, zero puknięć. Pochwała i zatrzymanie, zwrot na zadzie, kłus, dodanie, drągi i pochwała. No to skrócenie i tuż przed następnym podejściem przejście w kłus wyciągnięty. Kary puknął dwa drągi. Skróciłam go i ponawiamy ćwiczenie. Dużo lepiej, bez puknięcia. Pochwała, z drugiej strony to samo. Poszło łatwo, więc jeszcze po razie i drugi komplet - cavaletti na kłus zebrany. Skróciliśmy się zgrabnie i najeżdżamy. Nad każdym drągiem wyraźny sygnał łydką i voila. Pochwała, zmiana kierunku przez półwoltę z ciągiem w kłusie i jedziem. Zbieramy kłusa i hop-hop-hop-hop. Ostatni drąg puknięty. Dużym kołem zawracamy i mocniejszy impuls. Dużo lepiej. Pochwała, zmiana kierunku półwoltą z ciągiem i hop-hop-hop-hop. Całkiem płynnie, czysto. Zmiana kierunku i znów ładnie. Pojeździłam te koziołki póki Lotek nie pokonywał ich płynnie, równo. Był dziś bardzo posłuszny i nie sprawiał problemów. No to drągi na kole. Najpierw na kłus pośredni, po przejechaniu jedziemy dalej ósemkę, przejeżdżamy i tak w kółko. Po paru udanych przejściach (z początku musieliśmy dopracować jazdę po łuku) zmieniłam kierunek i w prawo. Ładnie, dużo lepiej niż w lewo. No to wyciągamy. Całkiem przyzwoicie, a z czasem zaczęło to fajnie wyglądać. Zmiana kierunku, parę razy w lewo i teraz kłusem zebranym. Wyraźne sygnały nad drągami, jazda z impulsem ale krótkimi krokami i całkiem ładnie. Pochwała, zmiana kierunku i znów parę razy, aż było to płynne i bez zjeżdżania z trasy. Potem stajenny pokazał nam rozszerzone cavaletti. Najeżdżamy kłusem wyciągniętym. Hop-hop-hop-hop. Ładnie, bez większych problemów. Z drugiej strony i potem mocno skracamy, robimy dwa kroki między koziołkami. Bardzo fajnie. Pochwała, chwila odpoczynku w stępie. Czułam, że kary poprzez ogromne zaangażowanie nieco się już zmęczył, ale w galopie będzie prościej. Gdy koń odpoczywał ja pokazywałam stajennemu jak co ma wyglądać. W końcu zebrałam wodze, obudziłam Holendra i zagalopowanie ze stępa w lewo. Jedno koło, drugie, trzecie, parę wolt i zmiana kierunku i nogi przez kłus. W prawo też parę kół, wolt, do tego chwila mocniejszego galopu po śladzie, jedna lotna, znów mocniejszy galop, potem galop zebrany, dodanie, lotna i znów galop zebrany, ze dwa dodania i przejścia. Przejścia na prostych i na kołach, ustępowania w galopie, kontrgalop, małe wolty. Parę razy pozmieniałam w tym chodzie ustawienie i voila. Poklepałam bardzo fajnego dziś karosza i po chwili stępa zagalopowanie i galopem pośrednim na 5 drągów ustawionych co fulę. Hop-hop-hop-hop-hop. Łatwizna. Z drugiej nogi i stajenny pozmieniał. Teraz było na skok-wyskok, fulę, dwie fule, skok-wyskok. Równy galop i już, po krzyku. Jeszcze raz, potem z drugiej nogi i teraz z kolei 5 drągów na galop zebrany. Jedziemy. hop-hop-hop-hop-hop. Jeszcze węziej. Mocniejsze skrócenie i tu już konik puknął dwa drągi. Większy impuls, ale przytrzymanie pobudzonego ogiera i ładnie, na czysto. Pochwaliłam go, dałam luz na jedną ścianę i potem znów skracamy i hop-hop-hop-hop-hop. Bardzo ładnie. Pochwała, zmiana kierunku i nogi przez stęp, z drugiej. Spokojnie, równo, mocno skróconym galopem. Bardzo ładnie. No to na skok-wyskok. Prościzna. Po razie na stronę i rozstaw na galop wyciągnięty. Duża, okrągła fula i po sprawie. No to cavaletti. Najpierw na galop pośredni, co jedną fulę. Hop-hop-hop-hop. Ładnie. Zmiana nogi nad ostatnim koziołkiem i z drugiej. Ciasny zakręt i hop-hop-hop-hop. Czysto, płynnie. Sygnał dla stajennego, by zacieśnił i galop zebrany. Spokojne podejście i impuls, impuls, impuls, impuls. Całkiem całkiem. Przy drugim podejściu puknięcie. Powtarzamy. Dużo lepiej. Zmiana nogi i z drugiej strony. Koń ogarnął koń potrafi. Chyba nie ma co go tym męczyć. No to na skok-wyskok. Nieco za mało impulsu na wstępie, potem już ładnie. W obu kierunkach, z obu nóg. No to na galop wyciągnięty. W momentach, gdy stajenni zmieniał rozstaw drągów stępowałam sobie, by nie przemęczać Latającego przedwcześnie. Cavaletti i drągi w galopie wyciągniętym nie był dla niego trudnością, więc szybko z nich zrezygnowałam. Poprosiłam stajennego, by ustawił cavaletti nieregularnie: na skok-wyskok, 2 fule i fulę. Gdy to zrobił zagalopowałam i najechałam spokojnym, równym tempem. Pewnie prowadziłam ogiera, który bez oporu przyjął moje przywództwo. Ładnie poszło w lewo, ładnie poszło w prawo to koniec koziołkowania. Miałam jeszcze 4 drągi po łuku niczym na kole 2 m. Każdy podwyższony z wewnętrznej strony. Pobawiłam się więc w przejeżdżanie ich każdym rodzajem galopu, bawiąc się w zmiany nóg, obszerności fuli itp. Kary wsłuchany we mnie starał się i podnosił nogi. Nie pukał. Zadowolona stwierdziłam, że wystarczy tego mordowania i popuściłam wodze, przechodząc do kłusa. Rozkłusowałam i rozstępowałam na luźnej wodzy, bez drągów, ot sobie człapiąc. Gdy ogr ochłonął szybko wróciliśmy do stajni. Tam go rozsiodłałam, ubrałam w ciepłą derkę i zaprowadziłam na myjkę. Schłodziłam i umyłam nogi po czym odstawiłam do boksu, gdzie obdarowałam dwiema soczystymi marchewkami. Latający schrupał je z ochotą, po czym cały obśliniony wtulił się we mnie i domagał pieszczot. Posiedziałam z nim jakieś 20 minut, ale zamarzałam, więc szybko odniosłam sprzęt i czmychnęłam do domku na gorące kakałko. dnia Śro 19:42, 01 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz |